Na solidarnościówce: „Wiem, ze koledzy anarchiści napiszą, że rozpierdalamy właśnie ruch anarchistyczny w Polsce ale wiecie co? Pierdoli mnie taki ruch”
Znam co najmniej kilkanaście osób – głównie dziewczyn – które przez ostatnie 20 lat doświadczyło jakiejś formy przemocy seksualnej na skłotach w Polsce. I te osoby znają następne kilkanaście dziewczyn. Te historie były zazwyczaj szeptane sobie nawzajem w zaufaniu. Takie ciche skloterskie #metoo. I zawsze był ten sam schemat. To dziewczyny się wyprowadzały, odchodziły z działań. Robiły to po cichu albo w cieniu skandalu. Znikały albo były wyrzucane. Wiecie co jeszcze łączyło te historie? Jebane bractwo kutasiarzy. Solidarność kolesi. Klepanie się po pleckach, kombatanckie opowieści o wspólnych walkach i „niemożliwe”.
Jest takie miejsce w Warszawie (trudno mi użyć czasu przeszłego) na którym czułyśmy się bezpiecznie. Nigdy nie poczułam tam tego specyficznego rodzaju anarchomaczo smrodu. Wiem, ze koledzy anarchiści napiszą, że rozpierdalamy właśnie ruch anarchistyczny w Polsce ale wiecie co? Pierdoli mnie taki ruch, w którym dziewczyny od zawsze są tłamszone. Kiedyś uciszali nas swoją niewiarą, kpiną, pogardą. Wczoraj cegłami.
To jest opowieść o władzy. O tym, że ilekroć grupy doświadczające marginalizacji zaczynaja robić coś bez pozwolenia kolesi, to musi przyjść maczo reakcja. W tym przypadku ta maczo reakcja miała homofobiczny i transfobiczny wymiar.
To jest opowieść o złości. Kto ma prawo do okazywania złości. My możemy złości się grzecznie – mamy mediować, mamy pisać apele, prosić o wsparcie, negocjować. Mamy być cierpliwe i bez końca próbować. Kolesie mogą złościć się jak chcą. Mogą nawet rzucać cegłówką, bo ważniejszy jest kolega przemocowiec, niż koleżanki i znajome. My za mało się starałyśmy, trzeba było zorganizować kolejna mediacje, znieść kolejne upokorzenia, oczywiście złoszcząc się grzecznie a oni po prostu bronili kolegi.
Jest mi cholernie smutno. Skończyło się coś bardzo ważnego. To właśnie na Syrenie odbywały się pierwsze spotkania Marsz dla bezpiecznej aborcji, to tam mogłyśmy robić transparenty na nasze demonstracje dla Manifa Warszawa. To na Syrenie w 2016 roku odbyło się pierwsze spotkanie z Ciocia Basia w Warszawie i w 2018 roku z Abortion Network Amsterdam. To osoby z Syrena wspierały nas w naszych działaniach i to właśnie na Syrenie odbywały się pierwsze spotkania o tym jak bezpiecznie przyjąć tabletki poronne czy jak wyjechać za granicę na aborcje i uzyskać wparcie od zagranicznych kolektywów. Syrena to był nasz społeczny dom.
A jeśli chodzi o te latające oświadczenia i rzekomą bandę zamaskowanych typów, którzy wywalili „lidera białoruskiego aktywizmu politycznego” (odsyłam do oświadczenia anarchistek białoruskich z Warszawy) a- pragnę wyjaśnić: nie byłyśmy zamaskowane. Osoba dostawała prośby, zaproszenia na spotkania, mediacje. Łącznie trwało to ponad 5 miesięcy. Po bojkotowaniu wszystkich prób, zarwaniu mediacji, groźbie użycia noża i skopania jednej osoby w twarz oraz grożeniu nam „ze nas wywiezie w bagażniku do lasu” kolektyw społeczny podjął decyzje, że osobę należy wyprowadzić, bo tak się dłużej nie da żyć. I tak się naprawdę nie dało dłużej żyć. Akcja została przeprowadzona w najbardziej „wegański” z możliwych sposobów. Gdy w trakcie negocjacji D zajebał jednej z nas w głowę to nawet to nie sprawiło ze zostało użyta przez nas przemoc. Przypominam nie byłyśmy nawet zamaskowane. To co zrobiła wczoraj przychodnia to był jebany atak i brzydzę się wszystkimi recenzentami, którzy pouczają nas, że „mogłyśmy znowu mediować”. Osoby chciały nas zajebać żywcem.
Jeśli trzeba uciekać dachem z własnego domu, bo banda typów rzuca cegłówkami, i zrównujesz to z kilkoma miesiącami negocjacji, prośbami, wielogodzinnymi spotkaniami, to serio symetryzm wszedł za ostro albo jesteś po prostu w jebanym bractwie kutasiarzy a Twój anarchizm to macho anarchizm. Wiecie, w przemocy domowej, tez zawsze sprawca zostaje w domu a ofiara musi uciekać.
Mogłyśmy i możemy się złościć po swojemu. Możemy być wkurwione i zarządzać tą złością po swojemu. A mimo to, wszystko co nam zostało wczoraj to obrona. Nawet rzekoma mediatorka szła jednocześnie rzucając cegłówkami. Kolesiom się może wydawać ciagle ze mają wpływ na wszystkie aktywistyczne miejsca ale syrena to było coś znacznie więcej niż banda macho punków.
I nie mam zamiary dłużej znosić tych szpagatów emocjonalnych. Jeśli Twoi koledzy wczoraj rzucali cegłówkami do osób, z którymi kiedyś wspólnie uczestniczyli w eksmisjach, to sorry ale czas na reakcje. Jeśli Wasi koledzy przedwczoraj jak jakaś banda nazioli atakowali czyjś dom, w którym wy bywaliście wcześniej wielokrotnie to czas na reakcje. Inaczej dźwigajcie ciężar : To wy wspólnie pozbawiliście domu kilkanaście osób, a wasz relatywizm to stawanie w obronie przemocowca któremu były dawane wielokrotnie szanse i nigdy z nich nie skorzystał. A może wcale nie chodziło o niego? Tylko o odbicie budynku, który ma być wasz, bo jesteście landlordami.
Bardzo bym potrzebowała głośnego skłoterskiego #metoo. Przykrycia tego jebanego bractwa kolesi naszą solidarnością.
[Przemówienie z demonstracji solidarnościowej Wesprzyj kolektyw Syrena]