Protest pracownic MIAU CAFE
Miau Cafe, ofiary z kotów i niejaki Szatanowski!
Nie od dziś wiadomo, że polscy kapitaliści nie należą zazwyczaj do ludzi przestrzegających prawa. Po mentalności drobnych cwaniaczków kombinujących na każdym kroku, oszukujących pracowników, dostawców, kontrahentów i siebie nawzajem można rozpoznać ten przeklęty ród groszorobów i nikt się temu nie dziwi – wrośli w naszą rzeczywistość tak samo jak bezrobocie, bezdomność i Balcerowicz. Czasem można spotkać jednak w pewnym sensie „modelowe” przykłady przedsiębiorczości, chciałoby się rzec typ idealny prywaciarza, ucieleśniający w 100% cechy biznesmena, nieraz przecież łagodzone przez ludzkie odruchy. Takim kapitalistą jest właśnie osoba prowadząca knajpę Miau Cafe, w której można napić się kawy pod nadzorem kamer w towarzystwie kotów. Owa kawiarenka dla ludzi ze zbyt grubymi portfelami śmiało może uchodzić za symbol tego typu interesów. Sfinansowana z pieniędzy zebranych za pomocą zbiórki publicznej jest prawdziwą śmietanką hipokryzji, cynizmu, zakłamania, przemocy psychicznej i chciwości tak przecież charakterystycznych dla polskiej transformacji. Posługując się szczytnymi hasłami opieki nad uroczymi zwierzątkami miauczący kapitalista mógł wyciągnąć pieniądze od naiwnych darczyńców i nie wykładając ani złotówki stworzyć sobie prywatny folwark – udzielne kocie królestwo w którym nie obwiązywały prawa przynajmniej formalnie uznawane przez państwo polskie. Do czarnych kotów dołączyły zatrudniane na czarno pracowniczki wspólnie nabijając kabzę cwanemu geszefciarzowi. Wycierając sobie gębę kotami, które niestety nie mogły zabrać głosu we własnym imieniu, nasz dorobkiewicz uznał, że nie ma po co podpisywać umowy, odprowadzać składek na ubezpieczenia, płacić za nadgodziny, trzymać się grafiku, ani nawet traktować pracowniczek z szacunkiem – bo co mu zrobią?
No właśnie, co zrobią? Od jakiegoś czasu klimat przyzwolenia na wyzysk wydaje się zmieniać i zaczynamy powoli podnosić głowy odkrywając swoją groźną siłę. Pracowniczki gastronomii podejmują próby odzyskania pieniędzy i godności, których są nagminnie pozbawiane przez małych fuhrerów sprawujących dyktatorskie rządy w swoich małych firemkach. Płomień rebelii zdaje się tlić wciąż jednak przykryty jest przez strach, bierność, rezygnację i beznadzieję łagodzoną alkoholem i narkotykami, których używanie jest tak rozpowszechnione w tej branży… Tym razem jednak wydostał się na powierzchnię – pracowniczki nie zgodziły się pokornie znosić aroganckiej bufonady szefowej, zawiadomiły inspekcję pracy, nagłośniły sytuację, zwołały demonstrację. Zdawać by się mogło, że biznesmen jadący na wizerunku prozwierzęcej, prospołecznej, czy wręcz charytatywnej inicjatywy spróbuje przynajmniej bronić praworządnego imidżu, a jeśli się to nie uda, to będzie chociaż zawstydzony i skłonny do kompromisu. Ha! nic bardziej mylnego! – kapitalista to nie bóg Nietzsche’go, który podobno umarł ze wstydu. W kwestii merytorycznej nasza kocia Matka Teresa nie miała oczywiście żadnych argumentów – nie tylko nie trudziła się podpisaniem umów z pracownicami, ale nawet spisaniem danych osób które zatrudniała nielegalnie i być może do dziś nie wie jak się właściwie nazywają; skoro robiły na czarno czarną robotę nie było jej to potrzebne. Nie mogła okazać nieistniejących umów będących dowodem legalności zatrudnienia, ale czemu miałoby zbić ją to z pantałyku? Jej linią obrony stało się: co tam że kradnę, wszyscy tak robią! Koty, można powiedzieć, wzięła jako zakładników próbując szantażować protestujących, że jeśli będą za głośno, to zestresują biedne zwierzątka (z tego powodu protest odbył się bez petard i trąbek). Na Himalaje arogancji wspięła się jednak dopiero podczas protestu. Twórczo interpretując Marksa uznała, że skoro brak siły argumentów zastosuję argument siły! Mierząc siły na zamiary przeszacowała jednak troszeczkę – jej nieudolna próba wyrwania mikrofonu przemawiającemu demonstrantowi została unieśmiertelniona na gifie na zawsze będącym dowodem zerowego poziomu polskich kapitalistów. Od czego jednak są przyjaciele… Wezwane zostały posiłki w demonicznej osobie niejakiego pana Szatanowskiego (możemy jedynie mieć nadzieję, że podczas przyzywania tego złego ducha kapitału nie ucierpiał żaden futrzak…). Osobnik ów znany wśród pracownic Miau Cafe z kryminalnych koneksji oraz jako miłośnik szybkich motorów i pięknych kobiet (lub odwrotnie) wkroczył dziarsko do sytuacji demonstrując siłę fizyczną, nieznajomość słów w rodzaju „przepraszam” i swoją fizjonomię Gerarda z „Długu”. Utorował sobie drogę do knajpy za pomocą barków, co przyczyniło się do zaognienia już napiętej atmosfery i zamknął się z resztą krewnych i znajomych właścicielki w tych niezwykłych Okopach Kociej Trójcy… Każdy już wie, że nasz kraj staje się farsą: Kaczyński to parodia dyktatora, a KOD to parodia opozycji. Koci kapitaliści postawili wprowadzić do naszego pejzażu kolejny „wesoły inaczej” element – stworzyli karykaturę szwadronów śmierci! Szwadronem, który wychynął z knajpy, gdy ludzie zaczęli się już rozchodzić, dowodził oczywiście nasz Księciunio Ciemności. Jego podwładnymi okazali się: pocieszny tłuścioszek z bródką oraz biedny młody chłopiec, któremu niedawno sypnął się wąsik. Misję postawili sobie trudną, lecz z nie takimi wyzwaniami muszą zmagać się w naszym kraju liderzy biznesu: trzeba zasiać strach i przerażenie! Innowacyjne metody zarządzania zasobami ludzkimi importowane z Ameryki Łacińskiej wdrożone zostały z zachowaniem lokalnego kolorytu i gracji kozaków spod budki z piwem: „No cho, no cho, za blok!”. Kapitalistyczny diabelski heros zakasał rękawy i nagrywany i fotografowany na trawniku pod blokiem dowodził swojej gotowości wpierdolenia roszczeniowym związkowcom, udzielając przy okazji dobrodusznych rad, by „więcej tu kurwa nie przychodzić”… Pozostaje tylko mieć nadzieję, że materiał nagrany podczas tej niezapomnianej lekcji przedsiębiorczości znajdzie się w obowiązkowym programie nauczania owej trudnej sztuki…
Bezczelność i arogancja polskich kapitalistów wydaje się nie mieć granic, ale ich szczególnie groteskowe zachowanie w trakcie protestu pod Miau Cafe wydaje się dowodzić nie tyle siły lumpenbiznesmenów, ile raczej ich desperacji – tak naprawdę są słabi: tak jak zło św. Augustyna jest tylko przeciwieństwem dobra, tak ich siła opiera się tylko na naszej słabości, naszej izolacji i lęku. Kolejne protesty w gastronomii dowodzą, że odbudowa siły pracownic w tej branży to tylko kwestia czasu: nasza solidarność wznieciła płomień buntu, który odeśle wszystkich Szatanowskich tego świata tam, gdzie ich miejsce, do krainy nad której bramą znajduje się motto: „Porzućcie wszelką nadzieję na zyski, wy którzy tu wchodzicie, zakłamane skurwysyny”!
RADYKALNA AKCJA POETYCKA