Anty/Faszyzm///Anty/Kapitalizm
Czym jest faszyzm i antyfaszyzm? Czy mają związek z kapitalizmem i antykapitalizmem, demokracją, mediami, polityką, innymi walkami? Czy to związki przyjazne czy wrogie, ścisłe, czy luźne? Jak odnosić się do różnych nurtów politycznych, partii, związków, grup nieformalnych? Jak i czy odnosić się do historii? I jakiej historii? Co oznacza antyfaszyzm na co dzień? Co może oznaczać?
Na te i inne pytania próbowaliśmy sobie odpowiedzieć podczas wczorajszej dyskusji w skłocie Syrena, która odbyła się po zakończeniu antyfaszystowskiej demonstracji „Solidarność zamiast nacjonalizmu”.
Spotkanie miało na celu zainicjować szeroką dyskusję na temat ruchu antyfaszystowskiego w Polsce. Zależało nam, żeby umiejętnie zaznaczyć przestrzenie sporów oraz zgody, skonfrontować różne, także sprzeczne stanowiska, co w konsekwencji – jeśli dyskusja doczeka się kontynuacji – może być motorem do wypracowania wspólnej (choć niekoniecznie spójnej) strategii antyfaszystowskiego działania.
Dyskusję rozpoczął buchający od jakiegoś czasu w środowisku lewicowym, spór o komunizm i symbolikę komunistyczną. Mimo, że nie był to kluczowy wątek, który chciałyśmy poruszać, to jednak został on niejako narzucony poprzez incydent z początku spotkania, kiedy to rozmowę zakłóciło wtargnięcie na salę osoby, która chciała bić się z jednym z uczestników spotkania, motywując to niechęcią do komunistycznych poglądów atakowanej osoby. Napastnik został wyproszony z sali i był uspokajany przez uczestników i uczestniczki, jednak ostatecznie wyrażał chęć bicia się także z nimi, więc został ostatecznie wyproszony. Był to kolejny atak tego rodzaju od zeszłorocznej demonstracji – z tego samego powodu została pobita osoba podczas anarchistycznej imprezy oraz doszło do zastraszania osoby jadącej na tegoroczną demonstrację.
W toku dyskusji o komunizmie i antykomunizmie wyodrębniły się cztery poziomy, na których można rozpatrywać te kwestie: historyczny, taktyczny, analiza samego antykomunizmu i ogólna kwestia zasad panujących w środowisku wolnościowym.
Na poziomie historycznym rozmawiałyśmy o roli komunizmu w historii ruchu antyfaszystowskiego oraz o tym w jakim stopniu podział na anarchizm i komunizm ma historyczne uzasadnienie, czy można czerpać z tradycji komunistycznych, a na ile zbrodnie Stalinowskie obciążają ten nurt i przez to dyskwalifikują znaczenie całego komunizmu.
Część osób podkreślało historyczne zasługi różnych grup i ruchów komunistycznych w zwalczaniu faszystów w tym nazizmu niemieckiego. I że oprócz ofiar poniesionych przez Armię Czerwoną chodzi także o doświadczenia antyfaszyzmu w międzywojennej Francji, Wielkiej Brytanii czy powojennych Włoszech i Niemczech.
Część osób uważała, że Związek Radziecki i zbrodnie stalinowskie kompromitują wszelkie dokonania ruchu komunistycznego i nie da się bazować na tej tradycji bez tego obciążenia.
Pojawiły się tezy dowodzące, że podział na anarchizm i komunizm, który w dzisiejszej perspektywie wydaje się często niepodważalny, w historii bywał dużo bardziej złożony i nieoczywisty, czego przykładem są: sytuacja w Hiszpanii, Rosji czy I Międzynarodówka. Spory, które dziś bardzo często są przedstawiane jako spory anarchizmu z komunizmem, nie przebiegały według ścisłej linii tożsamościowej, a bardziej „w poprzek” dzieląc oba te środowiska między sobą. Bardzo często były to po prostu spory anarchistów i komunistów z anarchistami i komunistami i dotyczyły konkretnych kwestii. Z kolei spory ideologiczne można sprowadzić bardzo często do sporów terminologicznych – tj. partia vs. organizacja. Oba te nurty dążyły jednak do utworzenia bezpaństwowego i bezklasowego społeczeństwa metodami rewolucyjnymi.
Odkładając spory historyczne na bok część osób argumentowało, że podgrzewanie tego podziału przy każdej okazji, nie wzmacnia ruchu tylko działa na niekorzyść obu grup. Z jednej strony komuniści zostają wykluczeni i zmarginalizowani, z drugiej anarchiści realizują scenariusz narzucony przez panującą ideologię. Padł postulat, żeby łączyć się na gruncie tego, co naprawdę się robi, a nie wytwarzać sztuczne podziały, które mają charakter bitwy o kolor szalika. Z drugiej strony kontrowano stanowisko tym, że komunistów nie ma i pojawiają się tylko jako „trolle”, zakłócające listopadowe demonstracje. W odpowiedzi na ten zarzut przywołano wiele różnych sytuacji, w których z demonstracji lewicowych wyrzucane i brutalnie traktowane były osoby identyfikujące się jako komuniści – np. 1 maja we Wrocławiu, blok anarchistyczny na manifestacji związków zawodowych w 2013 r. itp. – oraz że to może być powód dla którego tych komunistów „nie ma”, że bardzo często jednak uczestniczą oni w różnych protestach, na których nie mogą się oflagować, a jeśli chcą to zrobić to traktuje się ich jako „prowokatorów” i „trolli”.
Podnoszono argument, że abstrahując od komunizmu należy wziąć pod uwagę jak symbolika komunistyczna kojarzona jest w Polsce oraz jaki ma wydźwięk medialny. Na temat strategii medialnej pojawiło się wiele stanowisk, w związku z czym będą opisane dalej jako odrębny wątek.
Przy okazji dyskusji o historycznym i taktycznym aspekcie komunizmu analogicznie dyskutowano o historycznych i taktycznych obliczach antykomunizmu. Pojawił się głos, że symbolika komunistyczna w postaci sierpa i młota nie będzie w Polsce kojarzona jako symbol sojuszu robotniczo-chłopskiego podobnie jak swastyka nigdy nie będzie symbolem szczęścia. W odpowiedzi na ten argument padł głos, że zestawianie sierpa i młota na równi ze swastyką jest nie tylko powielaniem liberalnej wersji historii, ale także wynikającym z tego znacznym niezrozumieniem natury faszyzmu w ogóle. Była mowa o tym, że swoją wiedzę o faszyzmie częściej czerpiemy z przekłamanych przedstawień holokaustu, jako dzieła kilku psychopatycznych szaleńców, dziejące się niejako poza wszelką inną historią. Że zapominamy, albo nie wiemy o tym, że faszyzm w III Rzeszy był kontynuacją wcześniejszego europejskiego kolonializmu i nie był domeną kilku szaleńców, ale całego społeczeństwa. Porównywanie ideologii, której celem jest zniesienie wyzysku i stworzenie społeczeństwa bezklasowego z systemem, którego celem samym w sobie jest eksterminacja to spore nadużycie, które zawsze jest korzystne dla faszyzmu. Przywoływano, że było w historii wiele autorytarnych rządów i dyktatur, których ofiary można liczyć w milionach i które podpierały się w tym celu różnymi ideologiami – komunizmem, kapitalizmem, fundamentalizmem, etc. Natomiast była tylko jedna, dla której eksterminacja ludności nie była środkiem do celu, ale stanowiła cel sam w sobie. Dlatego porównywanie symbolu sojuszu robotniczo-chłopskiego, czy nawet jeśli ktoś woli – symbolu ZSRR – do swastyki, symbolu eksterminacji, zawsze służy wybieleniu nazizmu jako ideologii, której holokaust wydarzył się przypadkiem. I że warto pamiętać jaką rolę antykomunizm przybrał w rozpowszechnieniu antysemityzmu w III Rzeszy – np. wizerunek Żyda bolszewika.
Zwracano także uwagę, że antykomunizm to silny komponent panującej w III RP ideologii i mit założycielski polskiego kapitalizmu. Nie istnieje on tu „z natury” tylko został wyprodukowany przez władze (np. w IPN) jako legitymizacja kapitalizmu. Tak rozumiany antykomunizm stanowi straszak, dyskwalifikujący ruchy i grupy rewolucyjne i utrzymujący wśród ludzi posłuszeństwo, przez wytworzenie fałszywej alternatywy- praca po 12 godzin dla rynku, albo „puste półki i ocet”- fałszywy obraz PRL.
Kilkoro dyskutantek i dyskutantów uogólniało sprawę- przedstawiając „sprawę komunizmu” jako przypadek w szerszym problemie. Problemem tym są sposoby prowadzenia sporów i rozwiązywania konfliktów w ruchu wolnościowym. Czy to, że arbitralny osąd silnych jednostek/grup i maczystowskie groźby fizycznej przemocy zastępują dyskusję, powinno być akceptowane? Również dziwiła niektórych mała tolerancja na różnice poglądów w środowisku wolnościowym (co jest paradoksalne). Zastanawiałyśmy się wspólnie, jak budować sojusze i znosić nawzajem fakt, że różnimy się w ocenach sytuacji i wyznawanych ideach- ponad tym działając jednak dla wspólnych celów. Zgodziłyśmy się także, że bez względu na to czy chcemy jakieś osoby/poglądy na demonstracjach to nie możemy dopuszczać do sytuacji, gdzie bliskie sobie nieraz środowiska stosują przemoc fizyczną jako argument w dyskusji – takie środki należy zachować dla wrogów. Konkludując, uznałyśmy, że brak dyskusji programowej i ideowej w środowiskach lewicowych prowadzi do wybuchu i eskalacji tak agresywnych i niepotrzebnych konfliktów, jak ten anarchizm vs. komunizm, czy inne w innych miastach.
Wielu uczestników i uczestniczek dyskusji było niezadowolonych z obecnej w ruchu antyfaszystowskim tendencji do zaspokajania życzeń liberalnych mediów. Inne osoby z kolei podnosiły zagrożenie marginalizacją przy braku strategii medialnej. Część osób zgodziła się z głosem, że chęć by media o nas dobrze pisały to błąd natury taktycznej – większość ludzi utożsamia mainstreamowe media z władzą, przez co antyfaszyzm jawi im się jako część mainstreamu, ruch „pro”, a nie „anty”systemowy. Warto zastanowić się czemu skrajnie prawicowe nacjonalistyczne poglądy przy złej prasie stały się jednymi z powszechnie występujących. Pojawiały się też głosy, że jeśli chcemy, żeby o nas dobrze pisali to możemy dawać przekaz, którego oczekują, ale dokąd to nas doprowadzi? Czy nie jest znakiem naszej porażki jeśli media prorządowe piszą o nas dobrze? Inne głosy zaś mówiły, że jeśli media będą pisać o nas źle to ludzie mogą nie chcieć przychodzić na demonstracje. W odpowiedzi na to padło pytanie, że to zależy od tego jakie mamy cele – czy naszym celem jest to, żeby dużo ludzi przyszło tego jednego dnia czy bardziej to, żeby zbudować realną alternatywę dla nacjonalizmu, z którą ludzie będą się licznie utożsamiać? Istotny był też głos, że bardzo często wypowiadamy się o społeczeństwie i jego potrzebach, jednocześnie nie mając o nim pojęcia, bo naszą wiedzę o społeczeństwie czerpiemy z gazet, a nie poprzez udział w realnych działaniach społecznych i bezpośrednich kontaktów.
Innym z poruszanych tematów był kształt „polityki historycznej” w ruchu antyfaszystowskim. Od jakiegoś czasu obserwować można napięcie, między aspektem krytycznym (przypominanie o haniebnych zjawiskach w historii) i afirmatywnym („odzyskiwanie” różnych tematów jako antyfaszystowskich). Wiele kontrowersji wzbudził w zeszłym roku gest złożenia kwiatów pod pomnikiem AK. Uczestniczki dyskusji przypominały, że duża część akowców była skrajnie konserwatywna, nieraz antysemicka i cała organizacja odbiega mocno od ideałów antyfaszyzmu, takich jak internacjonalizm i podejście równościowe. Pojawił się głos, że wpisywanie w jedną narrację Armii Krajowej i ofiar zagłady, w tym ofiar polskiego (także akowskiego) antysemityzmu odbywa się kosztem prawdy historycznej. Inne osoby twierdziły także, że nie powinnyśmy w ogóle inspirować się historią militarną i że np. powstanie warszawskie dla ludności cywilnej stanowiło gehennę, pogarszając warunki życia bardziej niż okupacja. Krytykowano także afirmowane w tym roku tradycję „polskiej tolerancji” jako nieprawdziwy mit, wybielający tylko I i II RP, które były krajami polskiej dominacji, kolonizującymi inne kraje i gnębiącymi narodowości. Przykładem są choćby relacje Polski z Ukrainą, albo getto ławkowe i pogromy w II RP. Z kolei inni dyskutanci podkreślali, że nie można całkowicie odrzucać nawiązań historycznych- choć faktycznie trzeba się zastanowić, do czego się odwołujemy. Ważne jest także, by nie fiksować się na historii, która często zapędza nas w kozi róg i alienuje od aktualnej sytuacji (patrz punkt o komunizmie).
W toku dyskusji stawiano także bardzo praktyczna kwestie, przyciągania ludzi spoza środowiska, zwłaszcza młodych. Pojawiły się głosy, że dobrym sposobem na zainteresowanie młodych ludzi antyfaszyzmem jest stworzenie miejsc i inicjatyw, które nie będą stricte skupione na polityce, ale na budowaniu wspólnoty, przykładem takiej aktywności mogą być np. zawody i kluby sportowe (dobrym przykładem jest żeńska drużyna piłkarska „Chrząszczyki” albo toruńskie zawody sportowe „Trenujemy nawet w deszcz”). Padł głos, że przyciąganie nowych ludzi jest ściśle powiązane ze strategią medialną i kreowanym przez nas wizerunkiem. Kreujemy się na tych „grzecznych” nie dając przestrzeni na wkurw i sprzeciw. Czy naprawdę chcemy wyjść na tych podporządkowanych i nie buntujących się? Czy w ten sposób naprawdę chcemy przyciągnąć ludzi? Kto w tym kraju chce się grzecznie podporządkować? Czy ta strategia nie powoduje czasem, że szeregu ludzi, których kilka lat temu było dużo więcej, gotowych protestować, stawiać opór, konfrontować się, dzisiaj po prostu nie ma?
Dziękujemy wszystkim za udział w dyskusji i mamy dużą nadzieję na jej kontynuację i poszerzenie o wiele znaczących wątków. Dziękujemy także za to, że mimo incydentu z początku spotkania udało się nam wypracować płaszczyznę, na której możemy konfrontować sprzeczne stanowiska tworząc jednocześnie konstruktywną dyskusję na tak ważny temat.