Igor Stachowiak i Grzegorz Przemyk, różnicy nie ma

pobrany plik

Sprawę Grzegorza Przemyka z sprzed trzydziestu trzech lat postsolidarnościowa elita traktuje, jako zbrodnie polityczną wymierzoną w opozycje antykomunistyczną czasów Stanu Wojennego. Nikomu teraz na myśl nie przychodzi, że zatrzymujący go milicjanci nie wiedząc, kim jest ów dziewiętnastolatek biegający po warszawskim Placu Zamkowym boso z kolegami, nadużyli swoich uprawnień, doprowadzając do jego śmierci. Działacze „Solidarności” dopisali do tego zdarzenia swoją historię o synu opozycjonistki Barbary Sadowskiej, który został, za jej działalność, skatowany na komisariacie MO na Starym Mieście i zmarł w szpitalu na warszawskim Solcu dwa dni później. Nie analizują czy funkcjonariusze wiedzieli czy nie, kogo maltretują. Przemyk stał się symbolem przemocy milicyjnej w czasie Stanu Wojennego. O ofiarach niepolitycznych Milicji Obywatelskiej już się nie wspomina z różnych przyczyn. Trudno by MO archiwizowała oraz dokumentowała „wyczyny” swoich funkcjonariuszy wobec zwykłych obywateli podczas przesłuchań czy interwencji oraz wynikające z nich nadużycia uprawnień przez lata istnienia polskiej milicji.  Losy opozycjonistów były z kolei w mniejszy lub większy stopniu udokumentowane. Ofiary niepolityczne nadużyć MO pozostają anonimowe. Sprawa pobitego warszawskiego licealisty jest znana także przez fakt działań ówczesnej władzy podczas śledztwa w sprawie zdarzeń z 12 maja 1983 roku. Ministerstwo Spraw Wewnętrznych kazało bronić funkcjonariuszy przed postawieniem im jakichkolwiek zarzutów przez prokuraturę. Podobnie działania MO byłby czynione, gdyby szło o pobicie szarego obywatela, przy może mniejszym rozgłosie publicznym. W końcu przed sądem w roku 1984 stanęli niewinni sanitariusze z pogotowia ratunkowego przy ulicy Hożej, którzy przyjechali po maturzystę na komisariat, w którym go pobito. Przemyk został „kanonizowany” przez polską prawice, jako ofiara walki z „komunistycznym” reżimem generała Wojciecha Jaruzelskiego. Dziś dawni opozycjoniści, wypominający tak chętnie MO przemoc podczas przesłuchań, pacyfikowania demonstracji z lat 80-tych ubiegłego wieku, sankcjonują od 1990 roku przemoc policyjną wobec obywateli, dając funkcjonariuszom coraz więcej uprawnień i ograniczając prawa obywateli, głosząc jednocześnie, że jest to podyktowane troską o bezpieczeństwo. To ewidentna hipokryzja elit rządzących po dziś dzień, a wywodzących się z dawnej opozycji, która złamana przez aparat PRL-u poszła na układy z władzą i stała się częścią systemu represji wobec najsłabszych.

Sprawa Igora Stachowiaka brutalnie przesłuchiwanego przez policjantów na komisariacie Wrocław – Stare Miasto 15 maja 2016 roku, który przez wiele godzin był nielegalnie przetrzymywany i traktowany paralizatorem, gdy był już skłuty kajdankami, więc nie mógł stawiać oporu nawet, gdyby chciał.

Okazuję, czym jest „wywalczona” przez „Solidarność” w 1989 roku rzekoma wolność. To jedynie inna już forma represji wobec obywateli podyktowana kryminalizacją biedy, a także systemem wartości przyjętych przez polskie władze na początku lat 90-tych. Nie jest to jedyny przykład bestialstwa policji wobec osób zatrzymanych, ale jeden z wielu.

– Policjantom w Polsce zdarza się stosować tortury wobec zatrzymanych i świadków. Trzeba temu przeciwdziałać, a jednym z rozwiązań jest dostęp do adwokata od momentu zatrzymania – przekonywał RPO Adam Bodnar w swoim wystąpieniu do Ministra Sprawiedliwości.   

Zdaniem Rzecznika Praw Obywatelskich, tortury dotykają osoby « najsłabsze i najuboższe » – tych, które nie poradzą sobie same z systemem prawa. Państwo ma wobec nich obowiązki – wyjaśnia Bodnar. Jak tłumaczy, doświadczenia te pozostawiają w ludzkiej psychice trwały ślad – Proces leczenia takiej traumy jest długotrwały, niszczy na zawsze zaufanie do państwa i jego przedstawicieli – podkreślał RPO.

Biuro rzecznika przeanalizowało 22 sprawy karne, rozpatrywane przez polskie sądy w latach 2008 – 2015. Skazano w nich 33 funkcjonariuszy z art. 246 k.k (noszącego znamiona tortur). – « W powyższych sprawach wobec osób zatrzymanych dopuszczono się rozmaitych form przemocy – fizycznej, psychicznej, a także ujawniono tortury o podłożu seksualnym. Zatrzymani byli w wyrafinowany sposób bici (przy użyciu m.in. pałek i innych przedmiotów), duszeni, straszeni bronią, wielokrotnie zmuszani bez powodu do poddania się rewizji osobistej, połączonej ze zdjęciem bielizny do kostek i rozchyleniem kolan, ściskano im jądra i wykręcano genitalia, rozbierano i wystawiano na widok publiczny przez okno, straszono zgwałceniem, podrzuceniem narkotyków (…) Niemal regułą w analizowanych sprawach było bicie zatrzymanego po piętach i stopach » – pisze Adam Bodnar, dodając, że tortury trwały nierzadko po kilkanaście godzin, a zatrzymani byli skuci kajdankami, « co tylko potęgowało uczucie bezradności ». 

(Źródło „Fakt 24.pl”)

Śmierć 25-latka z Wrocławia jest nieomal identyczna ze sprawą Przemyka. Obaj zostają zgarnięci przez funkcjonariuszy z ulicy do radiowozu policyjnego i przewiezieni do komisariatu, wobec obydwu zostają nadużyte środki ze strony funkcjonariuszy, które kończą się śmiercią chłopaków. Śledztwo w sprawie Igora zmierzało do umorzenia, zniknął monitoring z komisariatu z dnia „przesłuchiwania” chłopaka. Przez ponad rok ukryte pozostawało nagranie z kamery zamontowanej w policyjnym paralizatorze. Sprawcy w mundurach pozostali na stanowiskach, przy czym jeden na trzy miesiące zawieszony wrócił do pracy, a ich zwierzchnicy są promowani na wyższe stanowiska. Wszystko to odbywa się za zgodą polityków, których spora część działając w opozycji sama trafiała na milicyjny dołek, gdzie byli bici, kopani oraz upokarzani.

Najwidoczniej pozycja w nowym systemie, a także polityczna dieta poselska czy senatorska przyczyniła się do „amnezji” i akceptacji takiego stanu rzeczy. Przypominają sobie o tym, gdy tylko mogą odciąć od kontaktów z MO kupony polityczne, podtrzymując swój wizerunek zasłużonych „weteranów w walce z komuną” dla naiwnego elektoratu. Niewątpliwie ofiary katów mundurach są im „wdzięczne” za to, że wywalczyli taką „wolność”. Igor Stachowiak nie będzie już mógł im „podziękować”. Tak jak Zbigniew Ziobro oni sami, nie znając chłopaka i przebiegu zdarzeń, przyjęli świadomie jedynie „słuszną” wersję policji o jego śmierci spowodowanej środkami odurzającymi. „Szeryf” Zbigniew Ziobro mówił o tym, że policjanci mieli prawo zatrzymać go, gdyż był poszukiwany za wyłudzenia. Jakie i od kogo? Minister sprawiedliwości nie raczył już poinformować opinii publicznej. Kto by tam się interesował, jakimś 25-latkiem z Wrocławia? Powinniśmy się interesować, tym bardziej, że policja ma coraz więcej uprawnień by nas inwigilować, zastraszać i zniszczyć nam nasze życie. Przemyk i Stachowiak są ofiarami tego samego państwa, (chociaż systemy były inne), ofiarami funkcjonariuszy opłacanych przez aparat państwowy, z perspektywą na dobrą emeryturę i bezkarność.