„Interwencja” w obronie rentierów, Syrena w obronie lokatorów
Kolektyw Syrena i Warszawskie Stowarzyszenie Lokatorów stanowczo sprzeciwia się medialnej manipulacji redaktora Jana Kasi w programie „Interwencja” stacji Polsat News, wyemitowanym 24.07.2017.
Program opiera się na manipulacji i został zrealizowany z pominięciem zasad dziennikarskiej rzetelności. Redaktor Kasia posłużył się prymitywną fabrykacją, aby dołączyć do chóru policji i właścicieli wołających o samosąd nad lokatorami z ul. Anielewicza 30a w Warszawie. Największym wygranym takiej manipulacji jest warszawski ratusz, który stałą polityką umywania rąk doprowadził rodzinę lokatorów do katastrofy, a właścicieli – do żądzy krwi.
Redaktor „Interwencji” zdecydował się stworzyć swój materiał niemal rok po powstaniu konfliktu między właścicielami mieszkania na wynajem, a rodziną lokatorską pochodzenia wietnamskiego.
Postawił wyraźną tezę o „bezradnych, poszkodowanych właścicielach” i „chytrych najemcach-darmozjadach zza granicy” wspieranych przez nasze organizacje. Autor świadomie zignorował wszystkie przeczące jej fakty, świadectwa sąsiadów, materiały filmowe, zdjęciowe, prokuratorskie i inne zebrane przez cały okres trwania konfliktu – także te, które dostarczyliśmy mu specjalnie na potrzebę programu. Właściciele u redaktora Kasi mają swoje imiona i trudne historie, matka rodziny najemców ma zasłoniętą twarz i będąc cudzoziemką niejasno wypowiada się po polsku. Dziennikarz nie daje jej możliwości rozmowy z tłumaczem i wybiera najmocniej wyrwane z kontekstu wypowiedzi członków naszych organizacji – wszystko po to, aby wykazać, że lokatorzy „nie mają argumentów”. Nic bardziej mylnego.
WSL zwrócił uwagę na sprawę lokatorów z Anielewicza 30a w sierpniu 2016 roku. Właściciele twierdzili, że najemcy zalegają im miesiąc z opłatą czynszu. Najemcy zobowiązali się do nadrobienia długu, który wynikał z przestoju w wypłacie pensji. Zadłużenie czynszowe, tym bardziej za jeden okres rozliczeniowy, nie może powodować natychmiastowego wysiedlenia na bruk – taką próbę jednak podjęli właściciele lokalu. Jeden z nich, Kamil Wallendszus pojawił się w lokalu 4 sierpnia 2016 roku i zażądał, aby rodzina wyniosła się w ciągu 24 godzin. Tym samym złamał zasady własnej umowy najmu. Zaznaczmy tu, że żadna umowa dająca 24 godziny na wyprowadzkę nie byłaby zgodna z prawem, a nawet gdyby Wallendszus takie umowy proponował ludziom, to nigdy nie znalazłby najemcy.
Szczególną uwagę WSL przyciągnęło naganne zachowanie obecnych podczas dzikiej eksmisji policjantów, którzy – jak zazwyczaj w sporach właścicieli z najemcami – „zapomnieli” o tych kwestiach prawnych, myląc akt własności z immunitetem. Zgodnie z apelem właściciela popartym groźbą użycia siły przez mundurowych najemcy zostali wysiedleni, a ich skromny dobytek wyrzucony na klatkę pod mieszkaniem. WSL zostało poinformowane o tym incydencie przez innych mieszkańców budynku.
[film konfrontuje dokument wolskiej policji, która stwierdza że 'nie brała udziału w dzikiej eksmisji’ z nagraniem z tego zdarzenia, uwieczniającym dwóch policjantów w trakcie dzikiej eksmisji: „macie czas do jutra” – mówi jeden z funkcjonariuszy. Przekroczenie obowiązków policji przez wcielanie się w rolę sądu jest przestępstwem karnym]
Nagranie z tego wydarzenia, udostępnione redaktorowi Kasi, redaktor ów pominął, bowiem z góry przyjął zupełnie odwrotną retorykę, cytat: „właściciele usiłowali znaleźć rozsądne wyjście z sytuacji”. Wszystkie podobne kłamstwa „rozsądnych właścicieli” redaktor Kasia bierze za dobrą monetę.
Co jednak dla pana Kasi oznacza „rozsądne wyjście”?! Zdajemy sobie sprawę, że dla środowiska właścicieli nieruchomości na wynajem i ich medialnych klakierów ekspresowe wyrzucenie niewypłacalnej rodziny na bruk powinno zamykać sprawę, aby interes się nienagannie kręcił. O takie prawne przywileje, aby znieść wszelką ochronę lokatorów, walczą przeróżne grupy lobbingowe zrzeszające rentierów, typu „Mieszkanicznik” itp. Mówiąc szczerze, dziś właśnie magicznym hasłem „spieprzaj w mig” muszą kończyć się dziesiątki tysięcy historii najmu. Wszak w takiej Warszawie rentierzy życzą sobie za czynsz już tyle co w kilku stolicach zachodniej Europy, choć nasze pensje są cztery, czy nawet osiem razy niższe. Mało tego, w Polsce nawet połowa polskich pracodawców nie płaci na czas pracownikom, z której to klasy pochodzą najczęściej najemcy mieszkań. Los ten nie omija także robotników z Wietnamu, uznawanych w Polsce za wzór pracowitości. Właściciele mieszkań na wynajem chcą dorobić się na „dochodzie pasywnym” zatem najbardziej „rozsądnym wyjściem” jest dla nich błyskawiczna wymiana najemcy na bardziej wypłacalnego, z którego pracy będzie mógł otrzymywać swój zysk. Jednak inaczej niż chciałby redaktor Kasia, nasz kraj nie jest jeszcze zarządzany wyłącznie według logiki właścicieli.
Lokatorzy także zdążyli wywalczyć sobie pewne prawa. Jednym z takich praw jest odpowiedni okres wypowiedzenia najmu, aby człowiek nie lądował na bruku – dzika eksmisja na ulicę skutkuje bowiem najczęściej kompletną destabilizacją życia, utratą pracy itd. Dzika eksmisja stanowi też czyn przestępczy z art. 191 par. 1a kodeksu karnego. Innym prawem lokatorów jest – w wypadku wymuszonego wysiedlenia – możliwość samodzielnego powrotu, zwana formalnie „niezwłocznym przywróceniem posiadania”.
Próbę wyegzekwowania tych praw i podniesienia z kolan przymusowo wyrzuconych lokatorów redaktor Kasia podsumowuje komentarzem typowym dla lobby, z którym się najwyraźniej utożsamia: „kiedy wydawało się, że warunki porozumienia są już ustalone, do akcji włączyło się Warszawskie Stowarzyszenie Lokatorów oraz aktywiści Kolektywu Syrena”. Brutalne „warunki porozumienia” zawsze spotykają się z jednoznaczną odpowiedzią naszej grupy.
Niestety, przyzwolenie policji na tak „rozsądne wyjście z sytuacji” wyzwoliło we właścicielach poczucie bezkarności i pozwoliło uwierzyć, że nie warto dbać o pewne prawne ramy działania – dla sukcesu wystarczy odpowiednia dawka przemocy. Od sierpnia 2016 roku życie rodziny lokatorów zamieniło się w piekło – musiała ona zmagać się z wycinaniem drzwi wejściowych diaksą, pryskaniem ścian gazem pieprzowym, podpalaniem korytarza, odłączaniem prądu, gazu itp. Dziwi nas, że redaktor programu interwencyjnego przechodzi do porządku dziennego nad tak jawnym łamaniem prawa.
Wynajem innego lokalu na prywatnym rynku przez zrujnowaną finansowo i psychicznie rodzinę łączyłby się nieuchronnie z wejściem w nowe zadłużenie. WSL nie może i nie chce doradzać najemcom na ich szkodę. Od wielu miesięcy staramy się wesprzeć lokatorów w uzyskaniu lokalu komunalnego. W tym wypadku władze publiczne mają dodatkową odpowiedzialność, bowiem w nielegalnych działaniach na Anielewicza brał udział inny publiczny organ – policja.
Urzędnicy Wydziału Zasobów Lokalowych dzielnicy Wola sprawdzili dochody lokatorów i uznali że spełniają warunki finansowe aby otrzymać lokal komunalny. Jednak władze stwierdziły, że nie mogą ewakuować nękanej rodziny z Anielewicza z uwagi na fakt, że aktualnie… zamieszkuje ona lokal „bez zgody właściciela”. Garść cytatów:
Poza bezdomnością, drogą jaką proponuje gmina w tym wypadku jest zadłużenie i wyrok eksmisyjny: „w trakcie trwającego postępowania sądowego o nakazanie eksmisji będą Państwo mogli ubiegać się o uprawnienie do lokalu socjalnego”.
Kłopot w tym, że właściciele oferując lokatorom seans przemocy z policyjnym wsparciem przez długie miesiące zapomnieli wypowiedzieć im umowę najmu. Swoim działaniem co najmniej o rok odwlekli decyzję sądu i szansę na sądowy przydział gminnego lokalu najemcom.
Ratusz może się tylko cieszyć, bowiem w dzielnicy Wola, gdzie toczy się opisany tu dramat, władze zarabiają na likwidacji zasobu komunalnego, czy to przez sprzedaż deweloperom, czy niszczenie miejskich pustostanów pod prywatne apartamentowce.
Zrujnowana rodzina znalazła się więc między młotem a kowadłem, tj. między przemocą rentierów, a urzędową znieczulicą. Tymczasem rentierom, którzy kazali sobie płacić za czynsz do ręki bez pokwitowania, co chwila „przypomina się” że nie otrzymali kolejnej wpłaty sprzed roku. Inaczej niż we wszystkich pismach sądowych do tej pory, w programie pana Kasi przesuwają okres braku opłat o kolejny miesiąc wstecz, co tylko pogłębia zdumienie, czemu wcześniej nie wypowiadali umowy najmu.
Tego wszystkiego nie dowiemy się jednak od redaktora jednej z najczęściej oglądanych stacji TV. Redaktor Kasia woli pastwić się nad najemcami, w dodatku „obcymi”, oraz wylewać pomyje na organizacje broniące ich praw.
To jego wybór, nic nam do tego. Nie jest jednak dla nas zrozumiałe, czemu pan Kasia oczekuje aby takim samym oportunistą była nasza organizacja. Ludzie pokroju redaktora Kasi chętnie zredukowaliby WSL do własnej karykatury, do uległego przytułku, który po cichutku zbiera gdzieś na własne łono ludzkie wraki po zderzeniu ze świętym prawem własności. Kiedy jednak nie chcemy grać roli marzenia Balcerowicza, stajemy się dla redaktora Kasi koszmarem, który nawiedza właścicieli.
Oto przedstawiciel liberalnego środowiska, palącego znicze nad „groźbą upadku niezawisłości sądownictwa”, niezdrowo się frustruje, gdy idzie o przestrzeganie tych niewielu praw, które idą wbrew świętej własności. Dla redaktora to już za dużo tej niezawisłości, gdy argumentami prawnymi posługuje się organizacja lokatorska, a sądownictwo mogłoby zaszkodzić właścicielom. Redaktor Kasia kwili, że policja po wielu nieudanych starciach z nami nie chce już ryzykować, rozkłada ręce i kieruje do sądu. Kasia żąda krwi lokatorskiej, zadowala się prymitywną wizją najemców wyrzuconych na zbity pysk. Jest wściekły, że właścicielom grozi wyrok za uporczywe nękanie. Na swojej antenie daje im miejsce na otwarte kłamstwa: „przecież my tylko pukaliśmy do drzwi” i prowokuje aby skończyć z bezradnością rentierów, przejść do ataku, jechać „po bandzie”. Taki jest cel „Interwencji”.
Ledwo udało się pewnej małej organizacji lokatorskiej zdyscyplinować lokalnych policjantów i grupkę właścicieli, że akt własności to nie jest licencja na zabijanie, a już ogólnopolskie medium grzmi o skandalu między Wisłą a Bugiem.
Cóż panowie pokroju redaktora Jana Kasi, przyzwyczajcie się do podobnych skandali. Nie zadowalają nas Wasze mokre fantazje wyrzucania biedniejszych ludzi na klatkę czy na ulicę. Będziemy konsekwentnie stawać w ich obronie, nawet jeśli „Interwencja” chce inaczej.
W związku z niedochowaniem rzetelności dziennikarskiej WSL i Syrena domagają się od programu Polsat „Interwencja” publikacji sprostowania oraz prezentacji materiałów, które zostały dostarczone dziennikarzom przez stowarzyszenie.