Nacjonalizm: panaceum na sprzeczności demokracji liberalnej?

nielegalny
NACJONALIZM: PANACEUM NA SPRZECZNOŚCI DEMOKRACJI LIBERALNEJ?

Na nic wywiad i kontrwywiad, mury, okręty, łodzie podwodne. FRONTEX traci głowę. Są bowiem kraje, w których już dziś nielegalnie ukrywają się ich miliony. Miliardy. Więcej – dokładnie 32 biliony. Te kraje to raje podatkowe. Te biliony to dolary. Za nimi stoi osiemdziesiąt pięć osób, które posiada majątek większy niż pozostała połowa ludzkości na kuli ziemskiej. Swobodnego przepływu nielegalnych fortun nie blokuje jednak żadna finansowa komórka straży granicznej, a żaden z miliarderów nie trafił do obozu zamkniętego za podobne malwersacje.

Polska też ma się czym pochwalić. To europejski rekordzista w umowach śmieciowych – setki tysięcy pracodawców oszczędzają w sumie miliardy złotych zatrudniając nas w sposób nielegalny. Media głównego nurtu od dekad nie zająknęły się jednak słowem o „nielegalnych miliarderach”, „nielegalnych pracodawcach”, „nielegalnych prywatyzacjach” i „nielegalnych spekulacjach” — tymczasem zalewają nas dziś falą nienawiści, względnie – współczucia – wobec… „nielegalnych imigrantów”. Jakie lobby finansowe stanie za tą niemą masą, aby „magicznie poprawić jej wizerunek”? Czy to, które zamieniło dziś wojny w „misje”, spekulacje w „inwestycje”, wyzysk w „racjonalizację zatrudnienia”, a zatrucie ziemi, wody i powietrza – w „zrównoważony rozwój”?! Dzięki podobnym zabiegom mediów w naszych głowach mieszczą się wszystkie te procedery, a tym samym nie mieszczą się ludzie uparcie pragnący przetrwać.

Prawda jest taka, że ukraińskie sprzątaczki, syryjscy kucharze, polskie pielęgniarki i nauczyciele – nas wszystkich elity zmuszają do budowania ich niebotycznych fortun. Dotąd jednak żadne regulacje rządów Unii Europejskiej, w tym Polski, nie wydały tak zdecydowanej wojny wobec architektów polityki zaciskania nieswojego pasa, jak wobec ich ofiar – mas ludzi uciekających z wyklętych stron świata.

Przyznajmy: swobodne życie i dach nad głową w miejscu pochodzenia bądź wolnego wyboru to dziś przywilej dla nielicznych. Z Polski w zeszłym roku uciekło za chlebem kolejne 124 tysiące osób – to tak, jakby z mapy kraju znikł Wałbrzych, Płock, czy Opole. 25 lat po transformacji Polska pobiła rekord — w 2014 r, poza krajem przebywało już 2,32 miliona emigrantów ekonomicznych. Co więcej, „pozostać w Polsce” wcale nie znaczy być u siebie: wewnątrz granic kraju, na ciągłą tułaczkę za chlebem skazane są miliony ludzi z podupadłych miast i regionów, w których po 1989 roku elity masowo likwidowały zakłady pracy, na korzyść konkurencji wielkiego kapitału zagranicą. „Warszawka” zwie tych ludzi „słoikami”, brytyjskie brukowce – hordą słowiańskich barbarzyńców.

Jeśli człowiek na zmywaku to barbarzyńca, jak nazwać architektów brutalnych „terapii szokowych”? Każdy region Trzeciego Świata ma swojego Balcerowicza. W ramach tzw. Strukturalnych Programów Dostosowania (ang. SAP) od połowy lat 80-tych – przez Meksyk, Tunezję, Egipt, Syrię, Polskę, Ukrainę, po daleki Bangladesz – ruszyła masowa prywatyzacja zakładów pracy i usług publicznych, deregulacja czynszów i likwidacja ceł na import z najbogatszych państw. Słowem, korporacyjna inkwizycja. Plany wdrażane przez trzecioświatowych Balcerowiczów uruchomiły masowy wzrost fortun dla nielicznych, masowe rozwarstwienie, masową ucieczkę rosnących majątków do rajów podatkowych, a w końcu – masową emigrację ludzi z krajów poddanych szokowym terapiom.

W ustroju rosnących wpływów najbogatszych, rolą III RP pozostaje ochrona ich przywilejów oraz takie zarządzanie „kapitałem ludzkim” i jego migracją, by utrzymać stabilny popyt na półdarmową pracę. Papież kapitalizmu, Adam Smith, zwykł podkreślać że „liczbę ludzi reguluje się tak jak liczbę innych towarów – według logiki popytu i podaży”. To nie przypadek, że towary tworzone np. w Bangladeszu na potrzebę polskiej korporacji LPP, wytwory pracy pół-niewolniczej, mają większą swobodę ruchu niż ludzie, którzy od takiej pracy pragnęliby uciec.

Zasieki, armie na granicach, więzienia i obozy deportacyjne, nagonka w mediach na „innych”, „obcych” — ach, gdyby władze wyrażały choć promil podobnej zaciekłości w karaniu pracodawców za brak zapłaty należnej pensji! Wszak na czas nie płaci już prawie połowa szefów w Polsce – kraju o najniższych kosztach zatrudnienia w całej Europie.

W zamian, w sukurs najbogatszym idą narodowcy, którzy zapewniają, że za dotychczasowy wyzysk, śmieciowe płace i emerytury odpowiadać mieliby…. imigranci. Zarazem, ich wycie „Polska dla Polaków, Polacy dla Polski!” nie przekonało dotąd dzieci Kulczyka, by przestały rozliczać się w Szwajcarii i podzieliły się fortuną z rodakami. Podobne hasła nigdy nie były kierowane przeciwko rodzimym prominentom, ani nawet arabskim szejkom, ale właśnie przeciwko ludziom pracy, a w efekcie – przeciw nam wszystkim. Nacjonalista woli szukać solidarności z polskim szefem, polskim bankierem, deweloperem, kamienicznikiem, niż ujrzeć pokrewieństwo swojego losu z warunkami życia pracownic z Ukrainy, Syrii, Iraku.

Figura narodowego imbecyla jest znakomicie pożyteczna dla liberała-kapitalisty, lojalnej fanki Gazety Wyborczej. Po pierwsze, narodowcy „walczący z systemem” nie zagrozili dotąd bezpieczeństwu żadnego bankiera, biznesmena, ani nawet post-komunisty, napadając na „twórców systemu” w postaci anarchistek, „lewaków”, uchodźców, lesbijek, pedałów i osób bezdomnych. Zarazem, choć ów liberał stał murem za każdą kolejną reformą Balcerowicza i za każdą wojną, w której dla wyzwolenia arabskich kobiet spuszczano na nie bomby, dziś pragnie błyszczeć w kontraście do łysych pajaców jako światły „obrońca praw człowieka, walczący z przejawami rasizmu i ksenofobii”, ba! Jako „lewak”!

Uosobieniem tej postawy jest Marcin Święcicki, machający dziś chorągiewką „uchodźcy mile widziani” współautor tzw. planu Balcerowicza po 1989 r., były prezydent Warszawy, który zainicjował dziką reprywatyzację, dziś, obok swojego starego kumpla od terapii szokowej, misjonarz polskich elit na Ukrainie. Świeży apel Święcickiego na swoim blogu: „Potrzebny ukraiński Balcerowicz!”, zwiastuje znaną nam aurę i kolejną falę uchodźstwa zza wschodniej granicy. Udział siepacza Święcickiego w demonstracjach i akcjach obywatelskich jest mu niezbędny dla stworzenia ciepłego wizerunku i lepszej skuteczności działań wprost zbrodniczych. Cały majdan obsypany był podobnymi autorytetami z Polski – ekspertami „z ludu”. Obecność, czy choćby poparcie takich ludzi wobec ruchów społecznych jest jednym z największych hamulców rozwoju tych ruchów, czy to w Polsce czy na Ukrainie.

swiecicki
Więcej, w szerokim froncie „przeciw nacjonalizmowi”, cała rzesza przedstawicielek/-i najróżniejszych obozów i partii umiarkowanego postępu może czuć się armią wyzwolenia od faszyzmu, jeśli tylko obok „przeciwko czemu”, nie zadać im pytania: „o co walczymy?”…

„Zdrowy rozsądek” w ramach demokracji liberalnej proponuje „racjonalną” politykę migracyjną opartą o logikę przymkniętych drzwi: głośno odrzucając rasistowski ekstremizm, łaje narodowców za to, że nie potrafią dostrzec iż imigranci mogą być przydatni w świetle demografii i europejskiego rynku pracy, w którym powoli brakuje rąk; że powinni pracować na polskie emerytury. Jak mówi dr hab. Maciej Duszczyk, były doradca Donalda Tuska: „politykę migracyjną prowadzi się, żeby uzyskiwać korzyści ekonomiczne i społeczne (…) W tych branżach, w których znajdują się imigranci, wynagrodzenia są już tak niskie, że nie ma czego obniżać. Proszę spojrzeć na te prace: w budownictwie, rolnictwie, gospodarstwach domowych. Tam wynagrodzenia są już tak niskie, że obniżenie ich spowodowałoby, że nawet cudzoziemcom przestałoby się opłacać je wykonywać.

W takim ujęciu, wartość człowieka i jego prawo do przeżycia wycenia się jedynie poprzez wartość jego pracy. Dodajmy – wartość wycenioną odpowiednio nisko.

Dla owych demokratów granice solidarności z migrantami, tak jak granice „Solidarności” z robotnikami po 1989 roku, kończą się tam, gdzie kończy się interes kapitału. Po przekroczeniu tej granicy liberał, skromny mieszczanin, uznaje słabość demokracji, akceptuje rządy twardej ręki, strajkujących/uciekających od niewolniczej pracy nazywa „bestiami” i apeluje o pałowanie, większy budżet na policję, wojsko i więzienie. Biznesmeni różnią się od siebie w kalkulacjach – stąd część z nich już dziś nawołuje do pogromu i promuje narodowców w swoich mediach.

Tym samym, pozycja liberalna oczywiście nie egzekwuje „ekonomicznej i społecznej pożyteczności” od bankierów i coraz węższej elity. Jeden bank HSBC pomógł meksykańskim kartelom przeprać 881 miliardów dolarów – to więcej niż cały budżet Polski na 2016 rok. Jak okazało się w tym roku, w Europie HSBC pomógł ukryć na tajnych kontach setki miliardów dolarów należących do europejskich ministrów i rodzin królewskich. Pojedynczy klient z Polski zdeponował na takim tajnym koncie… 293,3 mln USD. Kosmiczne zastrzyki dla banków (w USA to już 16,8 bilionów $ — us eng: ‘trillions’) w nagrodę za ich kryminalne działania i niewyobrażalne spekulacje, nie skłoniły liberała do szukania pieniędzy na emerytury gdzie indziej niż w płytkich kieszeniach miliardów z nas.

Żeby solidarność przezwyciężyła nacjonalizm, trzeba uznać, że proponowane powszechnie podejście do „kryzysu uchodźców” jest karykaturą, która ma odwrócić uwagę od prawdziwego kryzysu: oto ustrój demokracji liberalnej, z całym bagażem pseudo-regulacji i wartości, pozwala ginąć milionom ludzi, by dać żyć garstce miliarderów. Póki owe miliony giną gdzieś hen, w górach Hindukuszu, można jeszcze utrzymać iluzję i sprzeczności liberalnej demokracji w Europie. Kiedy jednak masy stoją u bram – rozwiązaniem jej bolączek jest faszyzm. To groteska, że apologeci zbrodniczego ustroju demokracji liberalnej zgrywają okresowo „antyfaszystów” promując różne demonstracje „solidarności zamiast nacjonalizmu”, „uchodźcy mile widziani”, itp.

W imię antyfaszyzmu wolnego od swojej karykatury, nie traćmy czasu na fałszywe alianse, uwolnijmy się od ciężaru iluzji „zdrowego rozsądku”, „apolityczności”, nie apelujmy do tego bożka w nadziei na przyciągnięcie „opinii publicznej”. Nie traćmy sekundy na zapewnianie Gazety Wyborczej, że „nie będzie żadnych radykalnych haseł, tylko antynacjonalistyczne i prouchodźcze”, jak to miało miejsce w tym listopadzie. Podejmijmy hasła sprawiedliwości społecznej, zamknięcia granic dla nielegalnych fortun i otwarcia ich dla potrzebujących, zatrzymania wojen i uwolnienia migrantów, zacznijmy rozliczać elity za wojny i bańki spekulacyjne, za tworzenie gruntu pod nacjonalizmy i kryzys uchodźczy, apelować o powszechny strajk w odpowiedzi na tragedię ludzi pracy na granicach UE, zacznijmy wołać o powszechny dochód minimalny i emeryturę, a równocześnie – nauczmy się samodzielnie wyrównywać rachunki, wywłaszczać gangsterów w szklanych wieżowcach. Odważmy się myśleć utopijnie, odkąd utopią stała się zwykła chęć przetrwania. Solidarność zwycięży nacjonalizm tylko jeśli przestaniemy się łudzić, że wielki kapitał i jego media staną ramię w ramię ze swoimi ofiarami i na ich rzecz zrezygnują ze swoich niebotycznych przywilejów.

„Kapitał ludzki” umie się skutecznie buntować, rządzi się swoimi potrzebami. Zdolny jest przebić się masowo przez mury, pola minowe w Chorwacji i zasieki węgierskiej straży granicznej. Pełne desperacji próby kontrolowania „nadwyżki” siły roboczej na rynku europejskim nie są w stanie powstrzymać ludzi, którzy przez wyjazd właśnie się odbili od dna w swoich krajach pobytu. Nikt nie ucieka z piekła w poszukiwaniu polskiego obozu pracy, kobiety muzułmańskie nie szukają wyzwolenia pośród polskich szowinistów, a szowiniści/narodowcy/fanatycy całego świata szczęśliwie nie wyznają zasady „łączcie się”. Kiedy w życiu codziennym staniemy ramię w ramię z masą osób, które właśnie wymówiły służbę, stajemy się silniejsze, możemy więcej. To od nas zależy, czy chwilowy wyłom w „zarządzaniu siłą roboczą” przełoży się na większą presję wobec elit i w efekcie – radykalną zmianę społeczną, czy też skończy się masowymi deportacjami oraz wzmocnieniem państwa policyjnego, przeciwko nam wszystkim.

A.W.
Kolektyw Syrena