Policja pod drzwiami. Rewolucja u bram?
Demokrata, dlatego właśnie, że reprezentuje drobnomieszczaństwo, a więc klasę przejściową, […], wyobraża sobie, że w ogóle stoi ponad przeciwieństwami klasowymi. Demokraci uznają, że przeciw nim stoi klasa uprzywilejowana, oni jednak wraz z całym pozostałym narodem stanowią lud. […] demokrata wychodzi z najhaniebniejszej porażki równie nieposzlakowany, jak niewinnie w niej się uwikłał, wychodzi z umocnionym przeświadczeniem, że musi zwyciężyć, że nie on sam i jego partia porzucić muszą stary punkt widzenia, lecz że, przeciwnie, stosunki muszą dojrzeć do jego poziomu.
Karol Marks, 18 bruimera Ludwika Bonaparte
Od rana po mieście krążą tysiące policjantów i wojskowych żandarmów. Także pod naszymi domami (przy Wilczej 30 i Skorupki 6) ustawiono patrole policyjne. Zaczepiają one i spisują osoby wchodzące na skłoty i opuszczające je. Dopytują „czy na dziś planowane są jakieś niepokoje społeczne”, ile osób jest w domach i czy planujemy iść na marsz KODu.
To ostatnie, sugeruje, że ich działania wiążą się z politycznym kryzysem w parlamencie – dlatego zrelacjonujemy sytuację i opiszemy w kilku słowach nasze stanowisko. Zwłaszcza, że media rządowe już teraz rozpisały dla nas pewną rolę, której nie zamierzamy przyjmować.
Obecny kryzys polityczny wiąże się min. z ograniczeniem dostępu do sejmu dla dziennikarzy. Nie sposób nie wspomnieć, że PiS powtarza tu ruch marszałka Komorowskiego z 2008 roku, zablokowany wtedy przez RPO (Kochanowskiego). 16 grudnia, w czasie ostatniej w tym roku sesji parlamentu, w reakcji na zachowania marszałka sejmu i partii rządzącej pod sejmem zebrał się tłum, który usiłował zablokować wyjazd posłów z sejmu – tłum ten zaatakowała i rozgoniła policja. Od tego czasu trwają protesty antyrządowe i wiece poparcia dla władz, w których rozróżnić należy kilkoro aktorów. Prym wiodą opozycyjni liberałowie z PO i Nowoczesnej, którzy lansują się na protestach i usiłują zawłaszczyć dla siebie całość przekazu. Asystują im socjaldemokraci (razem, zieloni) niezdolni przełamać ich dominacji (usłużnie podają mikrofon, nawet na własnych protestach). W kącie sceny groźnie pohukują pro-rządowi antagoniści – od bojówkarzy ONR, przez Kluby Gazety Polskiej, po tzw. związek zawodowy o nazwie „Solidarność”. Role epizodyczne grają drobne grupki radykałów. Są to role tragiczne – jak wtedy, gdy wieczorem 16 grudnia, zaraz po odjeździe ekip telewizyjnych, Mateusz Kijowski ogłosił, że „czas już iść do domu” zostawiając topniejącą grupkę zaciętych demonstrantów pod sejmem, samą na żer policji. Widzowie tego dziwnego teatru wuwuzelami nagradzają kolejne akty, poza tym – marzną i milczą.
Smutne, że żadna z dotychczasowych okazji do protestu nie cieszyła się taką popularnością. Z ostatniego roku, wymienić można choćby odrzucenie kwot przyjmowanych uchodźców, ustawę o wycince puszczy Białowieskiej, czy wprowadzaną właśnie ustawę ograniczającą wolność zgromadzeń. Nie sposób nie zauważyć, że rozdmuchując do takiej skali spór o formalny przebieg głosowania i ograniczenia dla dziennikarzy, działacze KODu wpisują się mimowolnie w strategię PiSu — wszystkie wyżej wymienione skandale zostają przykryte obecną aferą, stylizowaną na wydarzenia o niemal rewolucyjnej skali przez obie strony teatralnego sporu.
Jak odnajdujemy się w tej sytuacji? Jako wrogom kapitalizmu i innych systemów dominacji, jest nam równie daleko do obu odmian prawicy – tej prowokującej i tej zawłaszczającej protesty. Nie wątpimy, że jeśli Kaczyński zechce w nas uderzyć, zrobi to i nie liczymy w tej sprawie na solidarność Ryszarda Petru, który chciałby zdelegalizować anarchizm. Na poziomie taktycznym, widzimy „wrabianie nas” w rolę „bojówki KODu” jako zagrywkę, która ma zmobilizować skrajną prawicę do ataków na nas (co ma miejsce od ) i na opozycję (co też ma już częściowo miejsce – jak wiadomo nacjonaliści kochają każdą władzę, mniej czy bardziej jawnie). Ten ruch ma sens także na głębszym, politycznym poziomie – politykę ostatnich kilkunastu lat napędza pozorny spór między dwiema frakcjami konserwatywno-liberalnej prawicy – PO i PiS. Obie te siły istnieją politycznie dzięki temu sporowi i żadnej z nich nie zależy, na istnieniu siły trzeciej, zdolnej przerwać ich dramat ukazując prawdziwe linie podziału – linie klasowe. Dlatego obu partiom tak bardzo zależy na wpisaniu niezależnej, społecznej lewicy do obozu liberalnego, by tam grała mięso armatnie skompromitowanych elit. Tymczasem nie trudno dostrzec, że różnica między tymi obozami jest wyłącznie różnicą etapu. PO już wyrobiło sobie wpływy w mediach i ważnych ośrodkach władzy, PiS musi o nie walczyć