Sienkiewicz: Odbudowa
[Recenzja z współtworzonej przez nas wystawy, którą można oglądać jeszcze przez miesiąc]
Karol Sienkiewicz
Symbolem tegorocznej edycji festiwalu „Warszawa w budowie” jest Jolanta Brzeska. Jej wizerunek wita wchodzących do byłego liceum Hoffmanowej przy ulicy Emilii Plater, gdzie mieści się wystawa „Spór o odbudowę”, kuratorowana przez Tomka Fudalę. Na fasadzie budynku Rafał Jakubowicz zainstalował schematycznie zarysowaną twarz Brzeskiej, wieczorem podświetlaną. Przypomina szablony, które pojawiły się na murach w całym mieście po jej zamordowaniu (chociaż policja przez jakiś czas uznawała jej śmierć za samobójstwo). Ciało Brzeskiej znaleziono spalone w Lesie Kabackim. Na szablonach widniało hasło „Wszystkich nas nie spalicie”. Jakubowicz przytacza zaś słowa samej Brzeskiej „Trzeba coś zrobić”, ponoć powtarzane przez nią na spotkaniach ruchu lokatorskiego, który współtworzyła jako aktywistka i jedna z ofiar czyścicieli kamienic. Artysta chciałby, by jego praca zawisła na stałe gdzieś w Warszawie.
Do Brzeskiej nawiązała w swoim krótkim przemówieniu podczas otwarcia ministra kultury Małgorzata Omilanowska (chociaż przekręciła jej nazwisko, zdarza się). Omilanowska nie miała wątpliwości, że Brzeską zamordowano. Mówiła o skandalu i wstydzie. O tym, że mamy w kranie ciepłą wodę, ale widok za oknem woła po pomstę do nieba. Chodzi tu bowiem o jakoś przestrzeni miejskiej, o nieumiejętność współpracy między różnymi organami państwowymi, o niekompetentnie tworzone plany zagospodarowania przestrzennego, wreszcie o skandaliczną niemoc aparatu państwa wobec problemu roszczeń i działalności stricte przestępczej. Omilanowska umieściła wystawę o odbudowie Warszawy w odpowiednim kontekście – teraźniejszości. Nieprzypadkowo wspomniała też książkę „13 pięter” Filipa Springera. Jeśli planujemy nasze miasta, podejmujemy decyzje urbanistyczne i polityczne, ich konsekwencje rozciągają się na kolejne dziesięciolecia.
Podobnie skonstruowana jest sama wystawa. Składa się z dwóch części – archiwalnej i aktywistycznej, przy czym to ta druga ma pierwsze i ostatnie słowo.
Część archiwalna, złożona z wyblakłych rysunków zniszczonych budynków i nowych projektów, pokazuje odbudowę jako zawarty w tytule spór. Po pierwsze: odbudowywać czy nie? Odbudowywać czy budować od nowa? Stare budynki zyskują nową szatę. Pojawiają się nowe ulice, stare zostają przedłużone. Do stolicy wracają mieszkańcy. Wreszcie, by to wszystko mogło mieć miejsce, Bierut, doglądający gospodarskim okiem pracę architektów i urbanistów, na wystawie zmultiplikowany na kolażu obrazów wypożyczonych z Kozłówki, ogłasza słynny dekret, na mocy którego znacjonalizowany zostaje grunt.
Decyzja Bieruta ma wiele reperkusji. I tu powstaje link z teraźniejszością. Serce wystawy bije w miejscu oddanym do dyspozycji aktywistom ze skłotu Syrena. Do głosu zostają dopuszczeni mieszkańcy z czyszczonych kamienic w rodzaju rekonstrukcji mieszkania, w którym ze ściany wyrwane zostają kontakty. Nie ma prądu ani wody. Meble są arbitralnie ucięte.
To skrajne przypadki, ale mają miejsce częściej niż by się wydawało osobom, które sami się z tym nie stykają. Problem odbudowy, chociaż podjęty szeroko i dogłębnie, to zaledwie pretekst, by rozmawiać także o tych procesach, które z samą odbudową aż tak bezpośrednio się nie wiążą. Bo jak pokazuje m.in. ostatnia książka Springera, to często te same problemy, z którymi mierzyli się warszawiacy także przed wojną: braku spójnej polityki mieszkaniowej państwa i nazywania rzeczy po imieniu.
Zresztą z tym nazywaniem rzeczy po imieniu bywa różnie. Kontrowersje części aktywistów wzbudziła infografika pokazująca potrzebę uchwalenia ustawy reprywatyzacyjnej z prawdziwego zdarzenia, w której nie tłumaczy się, kim są „właściciele” odzyskiwanych budynków i wskazuje, że są niejako równie pokrzywdzeni (przez historię) jak wyrzucani na bruk mieszkańcy czyszczonych kamienic. Nawet pani ministra wypowiadała się w innym duchu i cała wystawa ma inną wymowę. I bynajmniej nie wynika z niej, że problem ma „słaby potencjał polityczny”. Wręcz przeciwnie. Sprawa nie dotyczy zresztą wyłącznie przejmowanych kamienic, ale też roszczeń o budynki użyteczności publicznej (np. Królikarni), a w szerszej perspektywie – braku mieszkań komunalnych i mieszkań pod wynajem.
Zresztą na wystawie nie ma indywidualnych historii skrzywdzonych przez historię właścicieli. Są za to historie lokatorów, opowiedziane ze szczegółami, jak historia Jolanty Brzeskiej z Nabielaka 9. W dokumencie z 1945 roku Biuro Odbudowy Stolic odnotowuje: „stan – wypalony, wniosek – do rozbiórki”. Ojciec Jolanty Brzeskiej był wśród robotników remontujących dom, mimo tej rekomendacji. Po latach decyzja o zwrocie budynków nie uwzględniała kosztów powojennej dobudowy.
W innym miejscu skłot Syrena cytuje sms od mieszkanki czyszczonego domu na Włochach: „Spadkobierca wtargnął do mieszkania, wyrywał kable ze ścian, zabrał umywalkę, zamknął nam toaletę. Robiąc dalej «remont» demontował żyrandol wraz z kablami, zasypał korytarz tynkiem z sufitu. Złapał mnie za szyję, zbił okulary. Wezwałam patrol policji, funkcjonariusz zobaczył jego akt własności mieszkania i powiedział że on jest u siebie i może robić co chce”. Aktywiści, którzy swą część ekspozycji nazwali „W. oskarża”, w odniesieniu do głośnej wystawy „Warszawa oskarża”, pokazują też dysproporcje między wydatkami na mieszkalnictwo i odszkodowaniami finansowymi, jednocześnie rosnącymi czynszami za lokale komunalne i malejącymi nakładami na ich remonty. Na godle w zaaranżowanych biurze miejskiego decydenta z orła zostało jedynie piórko.
„Spór o odbudowę” to zdecydowanie najważniejsza z dotychczasowych edycji „Warszawy w budowie”, wystawa, która – miejmy nadzieję – będzie też miała swoje konsekwencje. Dawno nie było wystawy tak aktualnej i tak politycznej, a zarazem dziejącej się w tak adekwatnym miejscu i tak znakomicie zaprojektowanej czy raczej – wkomponowanej w zastaną przestrzeń. Muzeum Sztuki Nowoczesnej, realizując różne cele, staje się tubą dla ruchów lokatorskich czy aktywistów ze skłotu Syrena. W liceum Hoffmanowej, nieczynnym, bez uczniów, muzeum staje się prawdziwie krytyczne.
PS
Kolektyw Syrena wydał też opinię na temat byłego liceum Hoffmanowej, w którym zorganizowano wystawę (to aktywiści z Syreny wskazali Muzeum tę lokalizację), cytuję: „Wysiedlony zespół szkół nr 125 (Hoffmanowa) nie jest przedmiotem reprywatyzacji – ratusz podjął decyzję likwidacji szkoły ze względu na plan zabudowy gruntu wieżowcami. Sprzedaż działki pod drapacze chmur ma wg planu przynieść warszawskiemu samorządowi potrzebny zastrzyk gotówki. Sztucznie wytworzona wartość gruntu spadła jednak właśnie o połowę, z 400 mln do 210 mln zł. Tymczasem w ramach reprywatyzacji Warszawa w ciągu zaledwie trzech lat 2011-2013 musiała wypłacić garstce osób odszkodowania w wysokości ponad 1 mld złotych, tj. dwa razy tyle niż cały stołeczny budżet na kulturę w 2015 roku czy 40 lat działania publicznych stołówek szkolnych, których prywatyzację kolektyw Syrena nieskutecznie blokował wraz z rodzicami i uczniami warszawskich szkół”.