Ku pamięci Joli Brzeskiej – przerwać pasmo przemocy
Zapraszamy w dwie kolejne niedziele na:
– dzień pamięci zamordowanej Joli Brzeskiej, Nabielaka 9 godz. 1.03 godz 12:00
– XVI Manifę start godz. 12:00 w Alei Wyzwolenia.
Po zabójstwie Joli Brzeskiej – przerwać pasmo przemocy
Esemes od Joanny z ul. Potrzebnej na Woli, na Walentynki: Spadkobierca wyrzucił nasz sedes i zamknął toaletę. Do tego w przedpokoju, robiąc dalej „remont” skuł sufit, pralkę zasypał tynkiem. Sedes, o którym mowa, to był już jedyny element łazienki, po tym, gdy 14 stycznia „właściciel” skuł kafelki, rozbił umywalkę i wyrwał rury. Gdy w korytarzu zrywał żyrandol, Joanna krzyczała, żeby chociaż go odkręcił, bo to pamiątka. Złapała go za nogawkę. Ten zszedł z drabiny, złapał za szyję, uderzył w twarz. Zawołała policję, pokazała zbite okulary i ściany. Na to właściciel wyciągnął swój „immunitet” – akt własności. Policjanci tylko mruknęli, że ten pan w swoim mieszkaniu może robić, co chce, zrobili notatkę, wyszli. Właściciel dokończył „remont“. Dziś na Potrzebnej łatwo poznać to mieszkanie – jedyne w klatce bez drzwi wejściowych, tylko drzazgi, a na ścianie strzałka i napis sprejem UWAGA REMONT!. Nawet komornik-milioner Ryszard Moryc był zdegustowany, choć zlecenie eksmisji przyjął.
Inna dzielnica, ul. Limanowskiego, w mieszkaniu dwie kobiety – córka z matką. Sadyści przyszli w zwykły dzień, w asyście policji, inaczej nikt nie otworzyłby drzwi. Policjanci wyszli po kilku minutach, kobiety zostały same. Bogumiła płakała, jej matka starzała się co sekundę o rok, a właścicielka śmiała się, gdy jej pracownik wyrywał okna z całymi futrynami w każdym pokoju. Osobliwy to widok na osiedlu, blok z czarną dziurą – mieszkaniem bez okien, tylko pakuły tańczą na wietrze jak popruty sztandar. Zamontowałyśmy im inne okna. Właścicielka i draby przyszły drugi raz, znów pukając z policją, znów wyrwały każde z nich i zabrały ze sobą. Zamontowałyśmy je ponownie, wtedy darłam się przez telefon do policjantów, że chuje, kryminaliści, że nie odpuścimy i będzie zemsta. Dyżurny na to, że to groźby karalne, policja przyjechała od razu. Uciekłyśmy wcześniej na podwórko, próbowałam spalić ten radiowóz wzrokiem, ale lało jak z cebra. Dotąd nasze okna stoją i prowokują, choć nieszczelne i przykrótkie.
Zamordowana 1 marca 2011 roku działaczka i lokatorka Jola Brzeska jeszcze za życia była ofiarą nękania. „Właściciele” cięli jej drzwi do mieszkania diaksą, przed domem stworzyli fosę, a za przejście swoją kładką kazali sobie płacić 500 zł miesięcznie plus 5,5 tys. za wszystkie razy, kiedy dotąd Jola przeszła przez „ich działkę”. Doprowadzili do depresji i śmierci męża Joli.
Powiedzmy sobie szczerze – Brzeska do końca wierzyła, że jest „obywatelką”, a nią nie była. Najlepiej spośród nas i wyżej opisanych korzystała z narzędzi„społeczeństwa obywatelskiego”: apelacji w sądach, udziału w radach miasta i dzielnicy, pikiet, listów protestacyjnych i telefonów na policję. Jednak prawda jest taka, że w konfrontacji z kapitałem, owym „świętym prawem własności”, przestajemy być obywatelkami. Pasma przemocy związanej z dziką prywatyzacją mieszkań w III RP nie przerwały dotąd żadne organy państwa, NGOsy ani media. Mało tego. Choć wiele z nas sztucznie zadłużono, wykopano z domu lub kopnięto w kalendarz, a liczba ofiar rośnie, to przecież ani jeden z czyścicieli kamienic, polityków, policjantów ani bankierów nie trafił za kratki, nie wyleciał z pracy, nie dostał po kieszeni ani w mordę. Wmawiając sobie, że wszystkie jesteśmy „obywatelkami”, zwyczajnie oszukujemy się i pozwalamy na dalszą przemoc. A przecież wystarczy, że jesteśmy u siebie. Żeby tu zostać, nie będziemy prosić ani składać apelacji – razem możemy mocno gryźć, kopać, wrzeszczeć, przepychać się i bić, nawet jeśli obywatelkom to nie przystoi.
(tekst pierwotnie ukazał się w tegorocznej Gazetce Manify: ‚Sadyści przyszli w zwykły dzień‘)